Mówi się, że miłość jest najsilniejszym uczuciem na ziemi, jakiego może doświadczyć człowiek. Metaforycznie zwykło się mawiać, że jest ona nawet silniejsza od śmierci. Wskazywałoby to, że nawet po zakończeniu naszej ziemskiej wędrówki, ci, których kochamy, nadal będą nosić nas w swoim sercu. Niektóre teksty artystyczne, a nawet mitologie, wskazywały jednak na dużo
Strach nienaturalny określany jest jako gwałtowny, potworny, paniczny. Jego przejawem jest panika, ma działanie odwrotne do strachu naturalnego, który poprawia zdolność myślenia. Zewnętrzne objawy tego typu strachu to zwiększenie napięcia mięśniowego, zaburzenie mowy, przyspieszenie tętna i oddechu.
Im starsi ludzie, tym bardziej obawiają się śmierci. Wydają się czuć jej oddech, który zbliża się z roku na rok coraz bliżej. Dojrzali ludzie są bardzo podejrzliwi. Prześladują ich obawy przed chorobą, wypadkiem itp. Ale strach przed samą śmiercią jest tak silny, że człowiek po prostu nie myśli o tym.
Strach – rodzaj śmierci pojawiający się w The Sims 2. W trzeciej części gry on nie występuje. Nocą wprowadzamy naszego Sima na cmentarz, gdzie po paru chwilach pojawią się duchy i zaczną straszyć naszego Sima. Po 4-6 razach, Sim wrzaśnie z całej siły ze strachu i sprawdzi sobie tętno, po czym upadnie na ziemię, a następnie umrze. Czasami może się zdarzyć, że nasz Sim
Na pierwszym planie obrazu dostrzegamy przypominajaca pajaka za zarazem czlowieka gdyz posiada tylko 4 odnóża, a takze owlosiony odwlok. Zamiast twarzy posiada ona pewnego rodzaju kokon ktory jest w kolorach bialym i czerwonym, moze to tez byc bandaz przez ktory przeplywa krew. Cala sylwetka to oczywiscie sylwetka smierci co niewatpliwie
Morderstwo psychologiczne. Sprawca kontynuuje a nawet intensyfikuje przemoc, aż ofiara „zużyje” się do samego swojego rdzenia, przechodzi proces dewaluacji, dehumanizacji i dysocjacji. Czuje się jest niczym, że nic nie znaczy w świecie, nie ma nic i nie ma dokąd pójść. Nikt jej nie zechce – poza oczywiście narcystycznym sprawcą.
. Co robić, gdy blokuje Cię strach przed tym, co powiedzą inni? Chcesz założyć własny biznes, zamiast iść na studia, ale boisz się reakcji. Chcesz odezwać się na zajęciach, ale powstrzymuje Cię strach przed spojrzeniem. Masz inne zdanie niż znajomi. Ale milczysz i im przytakujesz. Typowe. Ale nie nieuleczalne. Jeśli liczysz, że mój tekst sprawi, że przestaniesz się bać – przeliczysz się. To Ty sam musisz to zrobić. Jeśli naprawdę nie będziesz tego chcieć, to milion tekstów i psychologów Ci nie pomoże. Wiem tylko tyle, że sama kiedyś taka byłam. Bałam się ocen, więc unikałam dyskomfortu jaki się z nimi wiązał, podejmując stadne decyzje. Spełniając oczekiwania rodziców, nauczycieli, znajomych i mniej znajomych, często obcych, nic nie znaczących dla mnie ludzi. Aż zrozumiałam dwie rzeczy – że pozwalając sobie na bycie taką życiową cipą, daję tym ludziom nad sobą władzę. Pozwalam im pociągać za sznureczki mojego życia. Decydować o tym, jak się czuję, jaki mam nastrój. Druga rzecz jaką zrozumiałam, szybko stała się moją dewizą. Argumentem zła jest tłum. Jeśli ktoś chce uzasadnić głupią, złą, niegodną człowieczeństwa decyzję, to powie „bo wszyscy”. „Bo tak jest od zawsze” „Bo tak działa świat”. Błąd. Mój świat działa na moich zasadach. W strachu przed tym, co powiedzą inni, mamy dwie strony. Innych i nas samych. Inni będą oceniać zawsze. Bo im wygodnie, bo to łatwe, bo sami boją się ocen i wiedzą, że najlepszą obroną jest atak. Tego zmienić nie mogę, to jest czynnik niezależny ode mnie. Ale druga strona to ja i moje emocje, moje zachowanie i moje odczucia mogę zmienić w 100%. Bo to ja decyduję, jak reaguję na to, co inni mówią. Pierwsza sytuacja, która mnie obudziła – bierzmowanie, trzecia klasa gimnazjum. Nie jestem katoliczką, z religii wypisać się nie można było (byłam naiwna i dałam się oszukać szkole:))… nagle bierzmowanie stało się tematem numer jeden. Jako osoba, która jest wierząca, ale nie religijna, nie chciałam mieć nic wspólnego z jakimś panem w sukience który odprawi nade mną swoje czary. Rodzina, szczególnie babcia – wszyscy oczekiwali, że pójdę do tego bierzmowania. Bo wszyscy. Bo wstyd (babci). Bo ludzie powiedzą. Bo tak się robi. Bo co Ci szkodzi. Okazało się, że katolików tylko z nazwy jest trochę więcej. Były osoby, dla których bierzmowanie było ostatnim kontaktem z kościołem („odbębnisz i po sprawie”). Poszły dla świętego spokoju. Czy ich oceniam? Nie. Ale gdybym ja zachowała się w ten sposób, nie mogłabym spojrzeć w lustro. Byłabym w swoich oczach najtańszą z dziwek, zwykłą, tanią kurwą. Myślę samodzielnie, nie jestem katoliczką, satanistką, buddystką, protestantką, muzułmanką. Pójście do bierzmowania w zamian za spokój, prezenty i dobrą ocenę z religii byłoby dla mnie zwykłym kurestwem. Czy mnie oceniali? Oczywiście. Czy się tym przejęłam? Nie. Już nie. Bo w życiu jest tak, że ponosimy konsekwencje swoich czynów. Niepochlebna ocena była naturalną konsekwencją tej decyzji. I ja to akceptuję. Akceptuję to, że komuś może się to nie podobać. Akceptuję to, że inni myślą inaczej. Drugą rzeczą, która wyzwoliła mnie z tego irracjonalnego strachu była moja choroba. Generuje ona setki niekomfortowych sytuacji. Gdy po wyczerpujących badaniach w szpitalu nie ustąpiłam w autobusie miejsca starszej kobiecie, patrzyli na mnie jak na debilkę. Niech patrzą – oceniają tylko podstawie czubka góry lodowej, który widzą. Nie wiedzą o tym, że wcześniej zemdlałam i godzinę dochodziłam do siebie. Nie muszą wiedzieć. Oceniają na podstawie szczątkowych danych, ich równanie ma niewłaściwe dane, więc ich wynik jest błędny. Mam to gdzieś. Kiedy muszę porządnie sobie kaszlnąć, nie będę czekała na dogodny moment – nie pozwolę sobie na stawianie komfortu grupy wyżej niż moje zdrowie. Oczywiście w większości sytuacji staram się roić to taktownie, wyjść na zewnątrz itp., ale kiedy się nie da – moje zdrowie jest na pierwszym planie. Kiedyś natknęłam się na bardzo dziwny eksperyment. Wydał mi się totalnie idiotyczny. Ale wiem, że nie ocenia się smaku potrawy, której się nie spróbowało. Postanowiłam więc go sprawdzić, zanim wydam swoją opinię #hehe #ale #bullshit #lol. Okazało się, że ten eksperyment zmienił moje życie. I działał. Nie zastanawiałam się, czy opisać go w książce – wiedziałam, że część osób po przeczytaniu przypisze tagi #hehe #ale #bullshit #lol mnie i mojej książce, dokonując projekcji swoich emocji. Spoko. Akceptuję to. Ich zdanie nie ma dla mnie znaczenia. Jeśli jestem czekoladowym plackiem, a mój smak oceniają osoby, które nie miały tego placka w ustach, to ja mam ich opinię totalnie gdzieś. Ocenianie książki, której się nie przeczytało, jest jeszcze głupsze niż ocenianie jej po okładce. Ocenianie filmu, którego się nie zna, osoby o której nie ma się pojęcia, czekolady, której się nie jadło jest pozbawione sensu. A mnie zachowania ludzi, których postępowanie pozbawione jest sensu, totalnie nie interesuje. Czy ludzie mnie oceniają? Zapewne cały czas to robią. Czy jestem bezkrytyczna? Absolutnie nie! Wiem, że są obszary życia, nad którymi panuję trochę słabiej. Potrzebuję konstruktywnej, szczerej, rzetelnej krytyki. Np. tekstem ratunku nie mam stylu, sama wręcz o nią poprosiłam. Czy przyjęłam krytykę bezkrytycznie? Oczywiście, że nie :). Wiem jednak, że oceny dokonywane przez innych są na potrzebne i chętnie z nich czerpię. Jest taka prosta zasada : zamień wadę na zaletę. I ja się jej trzymam. Bo na 100 głupich uwag, może paść jedna, w której będzie ziarno prawdy, albo nawet cała prawda. Jakiś punkt zaczepienia, który stanie się punktem zwrotnym w moim życiu. I się o niego mogę zaczepić. Czasami ktoś „życzliwy” sypnie radą cenniejszą niż złoto. Warto mieć otwarte oczy, słuchać, przyjmować do wiadomości, ale filtrować. _______________ Ania! Konkret! Nie ma konkretu, nie ma recepty. Po prostu zdecyduj, czy chcesz pozwalać innym na to, aby władali Tobą, Twoim życiem, Twoimi wyborami. Czy ich opinie są tym, co jest dla Ciebie istotne. Czy pozwolisz im się blokować. Jeśli chcesz to zmienić – zacznij od maleńkich rzeczy. Załóż ulubione i niemodne spodnie. Idź pobiegać w ruchliwym miejscu. Prawdopodobnie nawet na Ciebie nie spojrzą. Bo są zbyt zajęci swoim życiem. I strachem przed tym, że to oni są właśnie oceniani. Być może zachwycasz się tym filmikiem: Może nawet byś klaskał. Ale jeśli przez resztę dnia siedzisz na pudelku i oceniasz ludzi, których nie znasz, to jesteś hipokrytą ;)) Jest wielka różnica między ocenianiem czyjegoś konkretnego zachowania, a ocenianiem człowieka. Zanim uzyskasz wynik swojego równania, zastanów się, czy masz wystarczającą ilość danych. PS. nie chciałam powielić informacji z tekstu : Ludzie zawsze będą mieć „ale”. Idź do przodu. Jeśli czujesz niedosyt, to tam zajrzyj. Pełna wersja grafiki reklamowej z nagłówka : tutaj reszta : tumblr Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na „głównej”) – jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin 🙂
Wiele jest opowieści o różnych nadzwyczajnych zjawiskach przeżywanych przez ludzi, niewytłumaczalnych jeszcze w pełni przez współczesną naukę. Z pewnością zawsze warto modlić się o spokój każdej duszy, aby znalazła swoje szczęście blisko Boga - przekonuje ks. Andrzej Taliński, proboszcz parafii w Starej Kiszewie Większość z nas boi się śmierci, czy ten strach jest uzasadniony i jak sobie z nim radzić? Każdy człowiek ma inną osobowość, wrażliwość i temperament. Czasami niektórzy wchodzą w skrajności - z jednej strony ktoś panicznie boi się wielu życiowych spraw, a z drugiej strony ktoś zajmuje się tylko przyziemnymi sprawami, odrzucając głębsze refleksje nad życiem i jego przemijaniem. Często kieruję się zasadą, aby nadmiernie nie analizować zjawisk, które ode mnie nie zależą, lecz trzeba do tej rzeczywistości się powszechnym zjawiskiem jest śmierć, to trzeba również na to wydarzenie się przygotować, nie wolno od refleksji nad przemijalnością życia ludzkiego uciekać. Obecność na pogrzebach bliskich osób, odwiedziny na cmentarzach, dają nam okazję do przemyślenia własnego odniesienia do tego zjawiska. Po ludzku sądząc, to bardzo smutna okoliczność, ale wiara wprowadza szerszy ogląd tej sytuacji i przyjmujemy, że całe życie ludzkie jest tylko małą cząstką wieczności i dlatego warto z nadzieją współpracować z Bogiem, otwierającym dla nas perspektywę wieczności. Ewangelia (np. w scenie Sądu Ostatecznego) wprost wskazuje, wg jakich kryteriów powinien żyć człowiek, aby ze spokojem oczekiwać na to przejście do nowej rzeczywistości. Nie ma więc miejsca na strach, nie wolno uciekać od tej tematyki, ale właśnie przez dobre życie przygotować się do pożegnania z bliskimi i spotkanie z Bogiem. Zapewne towarzyszył ksiądz nie raz w ostatnich chwilach swoich wiernych. Czy towarzyszył im zazwyczaj lęk, czy wręcz przeciwnie - spokój? Podejście ludzi, którym towarzyszyłem w żegnaniu się z bliskimi (a przed laty pomagałem zakładać w Tucholi hospicjum) nawiązywało właśnie do ich życiowej filozofii i do ich podejścia do zjawiska śmierci. Mało było ludzi zalęknionych, przepełnionych pretensjami do Boga i świata. Większość ludzi, niezależnie od dręczących ich chorób, poddaje się woli Bożej. Wykorzystują świadomie swoje ostatnie chwile życia, aby pojednać się z Bogiem i z ludźmi, aby przekazać różne dobre rady swoim dzieciom i wnukom. Odchodzenie kogoś bliskiego jest niezwykle wychowawcze dla całej rodziny - na bok odchodzą jakieś drobne żale i pretensje, wszyscy integrują się przy łożu umierającej osoby. Dlaczego w okresie Wszystkich Świętych tak ważna jest modlitwa za zmarłych? W tym okresie częściej odwiedzamy groby naszych bliskich. Przypominamy sobie historię ich życia. Przez złożenie kwiatów, zapalenie znicza, wyrażamy im wdzięczność za okazane nam dobro. Jednocześnie też uświadamiamy sobie, że oni dalej potrzebują naszej modlitwy i na nią bardzo liczą. Przed Bogiem też stanęli ze swoim słabościami i upadkami, co przecież jest cechą każdego człowieka. Sami już nie mogą uporządkować i odmienić swojego życia, liczą więc na wsparcie życzliwych ludzi. Troszcząc się o mogiły bliźnich, modląc się na cmentarzu, ofiarowując za nich Msze Św., pokazujemy też młodszemu pokoleniu, jak należy czcić i szanować pamięć o odchodzących osobach. Czy zmarli mogą objawiać się nam tu na ziemi, przychodzą we śnie, czy to raczej wytwór ludzkiej wyobraźni? Wiele jest opowieści o różnych nadzwyczajnych zjawiskach przeżywanych przez ludzi, niewytłumaczalnych jeszcze w pełni przez współczesną naukę. Z pewnością zawsze warto modlić się o spokój każdej duszy, aby znalazła swoje szczęście blisko Boga. Podobnie jak przy różnych objawieniach prywatnych, to nie ma obowiązku wierzyć w takie zjawiska - jeśli jednak, ktoś przez to nawróci się, uporządkuje swoje życie, zwiększy swoją wiarę i zadba o godne przygotowanie do swojej śmierci, to warto wszystkie dobre rady przyjmować. Z drugiej strony, przez nadmierne zainteresowanie tą tematyką, otwarcie się na jakieś zjawiska ze świata magii i okultyzmu, można narażać się na wpływy złego ducha. Ewangelia wskazuje prostą drogę, którą człowiek powinien kroczyć, aby jasno rozumieć otaczającą rzeczywistość i dążyć do wieczności. Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera
Strach przed śmiercią na ogół przychodzi z wiekiem. Żegnając bliskich z rodziny lub znajomych, często dociera do nas, że nie jesteśmy nieśmiertelni. Jednak reakcje na takie myśli są bardzo różne. Bywa, że lękprzed śmiercią wprowadza w nasze życie pewnego rodzaju ostrożność. Często jednak boimy się o życie osób nam bliskich, a nie nasze własne. Taka sytuacja jest o tyle trudniejsza, że rzadko kiedy możemy wpłynąć na sposób i jakość życia osób trzecich. spis treści 1. Istota lęku 2. Czy można przygotować się na śmierć współmałżonka? 3. Jak radzić sobie ze strachem przed śmiercią? 4. Jak wspierać umierającego partnera? rozwiń 1. Istota lęku Lęk jest normalnym składnikiem życia każdego człowieka. Jego wpływ na życie danej osoby zależy od wielu czynników. Ważną kwestią nie jest to, czy ktoś doświadcza lęku, czy nie, lecz w jakim stopniu i jak często to u niego występuje. Lęk może być zarówno destruktywny, jak i pomocny w działaniu człowieka. Przyczyną odczuwania lęku, zależnie od osoby, może być wszystko. Często wydaje nam się, że czyjś strach jest irracjonalny, bo odnosimy go do swoich procesów poznawczych. Są sytuacje, w których wydaje nam się, że dany człowiek nie powinien się czegoś bać i nie rozumiemy jego reakcji. W innym przypadku dajemy komuś pełne przyzwolenie, na odczuwanie strachu. W ocenie sytuacji lękowej, bardzo duże znaczenie mają przeżyte doświadczenia, jak i umiejętność realnego zagrożenia. Oglądając w domu film o pająkach, możemy stwierdzić, że się ich nie boimy. Zdanie jednak możemy zmienić, spędzając swój urlop w lesie pod namiotem. Tak więc wiele zależy od tego, w jakim stopniu czynnik wywołujący stres jest nam bliski. Wydawałoby się zatem, że w przypadku tematu śmierci, podobnie jak w przypadku strachu przed chorobą, wszyscy ludzie są w „strefie zagrożenia”. Każdy człowiek w jakimś stopniu zdaje sobie sprawę, że kiedyś umrze. Mimo to, nasze reakcje na ten problem są bardzo różne. Zobacz film: "Co wpływa na pewność siebie?" 2. Czy można przygotować się na śmierć współmałżonka? Śmierć bliskiej osoby to niezwykle dramatyczny moment. Jest przeżywany jako ogromna, potężna strata dla tego, który zostaje. Zwykle wcześniej mamy możliwość zauważyć jakieś symptomy, które wprowadzają w nas niepokój odnośnie życia naszego partnera. Tak się dzieje, w przypadku gdy nasz bliski przechodzi ciężką chorobę, lub jest już w zaawansowanym wieku. Teoretycznie w takim przypadku mamy czas na „przygotowanie się” do pożegnania z naszym bliskim. Według psychologów taka sytuacja, jest łatwiejsza niż wtedy, gdy śmierć kogoś bliskiego przychodzi w sposób niespodziewany i zaskakuje nas. Wśród czynników wywołujących stres, śmierć współmałżonka zajmuje pierwsze miejsce. To wyjątkowo ciężkie przeżycie, z którym trudno sobie poradzić. Może przerodzić się w depresję wymagającą pomocy specjalisty. Wiele zaawansowanych wiekiem małżeństw wprowadzają między sobą pewnego rodzaju „licytację” opowiadając sobie wzajemnie o tym, kto pierwszy umrze. Jest to pewnego rodzaju sposób na poradzenie sobie z niepokojem przed stratą współmałżonka. Dzięki temu łatwiej jest im wtedy mówić o własnej śmierci, bo tak naprawdę odczuwają niepokój przed tym, że zostaną sami. Wypierają informacje o możliwej rychłej śmierci bliskiej osoby. 3. Jak radzić sobie ze strachem przed śmiercią? Zwykle ze strachu przed śmiercią staramy się o niej nie myśleć. Natomiast wypieranie faktu, że śmierć istnieje może powodować jeszcze większe problemy. Jeżeli nie podchodzimy do śmierci w sposób świadomy, a zamiast tego zaprzeczamy jej istnieniu, to ta powodująca strach myśl nie znika, tylko wraca do nas w innej postaci, na przykład lęki, różnego rodzaju fobie, natrętne myśli czy koszmary senne. Zatem o śmierci trzeba myśleć. Można spróbować nadać jej filozoficzny, transcendentalny wymiar i w ten sposób niejako oswajać się z nią. Natomiast nie należy się nią zamartwiać. Pogodzenie się z tym, że w każdej chwili każdy z nas może odejść, daje możliwość życia chwilą obecną. To wspólne bycie tak należy traktować. Cieszyć się tym, co jest teraz. Im jesteśmy starsi, tym jesteśmy bliżej odejścia z tego świata. Jednak ciągłe, uporczywe rozmyślanie o nieuchronnym końcu jest zabieraniem sobie cennych chwil. W ten sposób niewiele zyskujemy. Wchodzimy w stany obniżonego nastroju. Zawczasu zaczynamy się żegnać z partnerem i z naszym życiem. W ten sposób nie dajemy sobie szansy na przeżywanie go do końca. 4. Jak wspierać umierającego partnera? Często zadajemy sobie pytanie, czy powinno się umierającemu mówić o tym, że wiemy o jego stanie. Są różne zdania na ten temat. Z jednej strony przyjmujemy, że dla dobra chorego, nie powinno się mówić o tym, jak ciężki czy wręcz beznadziejny jest jego stan. Wydaje się nam, że to jest zbyt przygnębiające dla umierającego. Z drugiej strony jednak świadome umieranie może być dla człowieka większą wartością, niż niespodziewana śmierć. Chory ma w tym wypadku czas, by pożegnać się ze swoim życiem i bliskimi. Potrzebujesz konsultacji z lekarzem, e-zwolnienia lub e-recepty? Wejdź na abcZdrowie Znajdź Lekarza i umów wizytę stacjonarną u specjalistów z całej Polski lub teleporadę od ręki. polecamy Artykuł zweryfikowany przez eksperta: Mgr Magdalena Boniuk Seksuolog, psycholog, terapeuta młodzieży, dorosłych i rodzin.
Pytanie Odpowiedź Nawet najpewniejszy, oddany wierzący może czasem odczuwać strach przed śmiercią. Oczywiście naturalne jest pragnienie uniknięcia śmierci. A sama śmierć nie była też w oryginalnym planie Boga względem jego stworzenia. Zostaliśmy powołani do bycia świętymi, żyjąc w raju w intymnej relacji z Bogiem. Wprowadzenie śmierci było nieuniknionym następstwem wejścia grzechu na świat. To łaska, że umieramy. Gdyby tak nie było, to musielibyśmy żyć w grzesznym świecie na wieki. Świadomość tych rzeczy wcale niekoniecznie musi być sprzeczna z obawą na myśl o własnej śmiertelności. Kruchość naszej fizyczności i przykłady nagłego zakończenia życia są przypomnieniem tego, że nie mamy kontroli nad większym, niebezpiecznym światem. Nasza wielka nadzieja pochodzi z tego, że Ten który jest w nas większy jest niż ten, który jest w świecie (1 Jana I On poszedł, aby przygotować dla nas miejsce, abyśmy mogli przebywać z nim w wieczności (Ew. Jana Rozważenie kilku praktycznych kwestii związanych z tym tematem może okazać się pomocne. Kilka myśli związanych ze śmiercią może potencjalnie wywołać uczucie strachu. Na szczęście Bóg ma na nie odpowiedzi. Strach przed nieznanym Jakie to uczucie gdy umieramy? Co możemy widzieć, gdy uchodzi z nas życie? Jak przebiega ten proces? Czy ma to jakikolwiek związek z tym, co podają ludzie o jasnym światełku? Grupie bliskich? Nikt dokładnie nie wie jakie uczucie towarzyszy umieraniu, ale Biblia opisuje to, co się dzieje. 2 Koryntian i Filipian mówią, że gdy opuszczamy nasze ciało, idziemy do domu Pana. Jaka pocieszająca jest to myśl! Pozostaniemy w takim stanie, aż do chwili przyjścia Chrystusa i zmartwychwstania wierzących (1 Koryntian gdy otrzymamy nowe, uwielbione ciało. Obawa przed utratą kontroli Do czasu, gdy ludzie osiągają dojrzałość, zdobywają dość bogatą wiedzę na temat tego jak funkcjonować w otaczającym świecie. Wiedzą jak znaleźć to, czego potrzebują, dostać się tam, gdzie chcą być i jak współdziałać z innymi w sposób, który będzie zgodny z ich zamierzeniami. Wielu, nawet tych, którzy wyznaje swoją wiarę w Boga, tak bardzo obawia się, że nie zdobędzie tego, co im się wydaje bardzo potrzebne, że posuwają się do wpływania na okoliczności i innych ludzi, aby uzyskać pożądane korzyści. Każdy z nas spotkał w swoim życiu kobiety i mężczyzn, którzy dopuścili się złych rzeczy z obawy przed czymś. Nie ufają Bogu w kwestii Jego zaopatrzenia ich potrzeb, co sprawia, że sami postanawiają się o wszystko troszczyć. Nie ufają innym na tyle, by o nich zadbać, więc domagają się tego, co w ich przekonaniu jest im potrzebne. O ile bardziej muszą się bać utraty kontroli w kwestii ich własnej śmierci! Tak jak Jezus powiedział Piotrowi, opisując sposób w jaki umrze, „Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci: Gdy byłeś młodszy, sam się przepasywałeś i chodziłeś, dokąd chciałeś; lecz gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a kto inny cię przepasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz” (Ew. Jana Zanim Piotr otrzymał to ostrzeżenie, to z powodu strachu wyparł się Jezusa. Po tym jednak jak Jezus wstąpił do nieba, Piotr stał się nowym człowiekiem- osobą, dla której pasja przesłania ewangelii Chrystusa przewyższała jego potrzebę kontrolowania okoliczności (Dzieje Apostolskie Sam Duch Święty obdarzył go siłą do tego, by zmierzyć się z wszelkimi wyzwaniami, jakie stanęły na jego drodze. Strach związany z pozostawieniem bliskich Chrześcijański pogląd na temat śmierci związany jest z „oddzieleniem.” Ostateczna śmierć jest oddzieleniem od Boga. Podczas śmierci fizycznej, na krótki czas zostajemy oddzieleni od tych, których kochamy, których pozostawiamy na ziemi. Jeśli jesteśmy chrześcijanami, to wiemy, że oddzielenie to jest krótkie w porównaniu z wiecznością. Jeśli jednak nie jesteśmy chrześcijanami, to tak się z nami nie stanie. Naszym celem wówczas jest wykorzystanie czasu jaki nam pozostał do tego, aby rozmawiać z niewierzącymi o tym, gdzie pójdą po swojej śmierci. Ostatecznie odpowiedzialność podjęcia tej decyzji spoczywa na nich. Obawa przed samym umieraniem Jedynie nieliczni wiedzą jak umrą. Czy będzie to szybka i bezbolesna śmierć w śnie, czy też długie cierpienie w chorobie- pozostaje zagadką, a przez to, że nie możemy się w żaden sposób na to przygotować, napawa nas strachem. A nawet jeśli wiemy, bo usłyszeliśmy diagnozę śmiertelnej choroby, to wciąż możemy odczuwać lęk. Ale jest to jedynie chwila. Moment, który nastąpił w życiu lub przyjdzie niedługo na każdego z nas. Chrześcijanie mogą powoływać się na Filipian „Nasza zaś ojczyzna jest w niebie, skąd też Zbawiciela oczekujemy, Pana Jezusa Chrystusa. Który przemieni znikome ciało nasze w postać, podobną do uwielbionego ciała swego, tą mocą, którą też wszystko poddać sobie może.” Poniżej zamieszczamy kilka wskazówek, które mogą być pomocne w przezwyciężaniu strachu, jak również przygotować siebie oraz bliskich na śmierć. Pokonywanie lęku przed śmiercią- praktyczne wskazówki Wiele ludzi wierzy, że nie powinni umrzeć ponieważ mają wiele powodów dla których mogą żyć. Często dotyczy to wielu zobowiązań i niedokończonych interesów, którymi nie miałby się kto zająć gdyby ich zabrakło. Ale fakt, że spoczywa na tobie wiele obowiązków nie uchroni cię przed śmiercią, jeśli to jest ten moment. Przygotowanie wcześniej planów może pomóc tobie w przezwyciężeniu strachu. Jeśli masz jakieś sprawy do załatwienia czy dzieci albo inne osoby, o których musisz się zatroszczyć, pomyśl o ich dobru. Zastanów się, kto mógłby podjąć się opieki nad nimi zamiast ciebie i zaplanuj to z tą osobą. Sporządź testament. Upewnij się, że wszystkie sprawy papierkowe są uporządkowane i łatwo je znaleźć. Napraw wszystkie zniszczone relacje zanim będzie na to za późno. Ale nie żyj tylko po to by zaplanować umieranie. Istnieje różnica pomiędzy podjęciem stosownych kroków w tym procesie, a obsesją na temat umierania. Przezwyciężanie strachu śmierci- właściwe postępowanie Jeśli masz silne przekonanie o tym, co chciałbyś aby się z tobą stało, wyraź to otwarcie. Całkiem możliwe, że podczas choroby czy dolegliwości, utracisz kontrolę nad sytuacją i nie będziesz w stanie wyrazić swojego życzenia. Spraw aby ci, którzy są najbliżej ciebie wiedzieli czego pragniesz- albo przynajmniej powiedz im gdzie to jest zapisane. Wybierz kogoś komu ufasz do tego, aby był upoważniony do podejmowania decyzji za ciebie, gdy już nie będziesz w stanie tego uczynić. Przezwyciężanie strachu śmierci- Kroki „duchowe” Najważniejsza rzecz o jakiej powinniśmy pamiętać w odniesieniu do śmierci dotyczy prawdy o samym życiu. Kochasz swoją rodzinę i troszczysz się o nich, ale Bóg kocha ich jeszcze bardziej. Możesz obawiać się o kwestie prawne swojego życia doczesnego, ale Bóg jest bardziej przejęty perspektywą niebiańską. Żadne sprawy świata doczesnego nie przyniosą pokoju umysłu: kwestia relacji (zamieszkania) z Bogiem. W trakcie naszego codziennego życia, trudno jest pamiętać o tym, że to co jest tutaj na ziemi jest tymczasowe. 1 Jana mówi: „Nie miłujcie świata ani tych rzeczy, które są na świecie. Jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca. Bo wszystko, co jest na świecie, pożądliwość ciała i pożądliwość oczu, i pycha życia, nie jest z Ojca, ale ze świata. I świat przemija wraz z pożądliwością swoją; ale kto pełni wolę Bożą, trwa na wieki.” Jak dobrze uświadamiamy sobie, że musimy pozostawać w Synu i w Ojcu (1 Jana Pozostawanie w prawdzie jego Słowa, zawierzenie jego słowom odnośnie nas samych i otaczającego świata, pozwoli nam zachować właściwą perspektywę względem tego świata i tego, co nas czeka. Jeśli potrafimy zachować tą wieczną pespektywę, to będziemy umieli wypełniać słowa z 1 Jana „Patrzcie, jaką miłość okazał nam Ojciec, że zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i nimi jesteśmy. Dlatego świat nas nie zna, że jego nie poznał. Umiłowani, teraz dziećmi Bożymi jesteśmy, ale jeszcze się nie objawiło, czym będziemy. Lecz wiemy, że gdy się objawi, będziemy do niego podobni, gdyż ujrzymy go takim, jakim jest.” To będzie tak oczywiste, że nie należymy do tego świata, że inni będą mogli to również w nas dostrzec. Tak bardzo będziemy przejęci faktem, że jesteśmy dziećmi Bożymi, że będziemy zabiegać o to, by któregoś dnia rzeczywiście być jak Chrystus i widzieć go takim jaki jest. English Powrót na polską stronę główną Jak mogę przezwyciężyć strach przed śmiercią? Jak mogę przestać się bać umierania?
Prof. Zbigniew Mikołejko o tym, jak współczesna kultura zagłusza, a zarazem eksploatuje lęk przed śmiercią. Joanna Podgórska: – Często mówi pan o sobie – żartem, mam nadzieję – jako o starcu stojącym już nad popielnikiem. Ładnie to tak w czasach kultu młodości?Prof. Zbigniew Mikołejko: – Mówię tak dlatego, że chciałbym być młody, ale lata niestety zrobiły swoje, wyżłobiły mnie od środka, wyżłobiły mnie na zewnątrz, rozsypując coraz bardziej w pył. Jak wszyscy, boję się tego ostatecznego rozsypania. Ale też mam świadomość, że stojąc nad otchłanią, jestem do czegoś zobowiązany, inaczej moje życie byłoby bez sensu. Do czego?Do pracy, do prób myślenia, pisania, tworzenia, uczenia. Musimy bowiem – ja także – zadzierzgnąć sens, żeby nie popaść w absolutną niewolę śmierci. Ona przecież i tak nastąpi. Ale ważne jest to, co dzieje się między naszym wrzuceniem w świat, bez naszego zachcenia przecież, i wykopaniem ze świata, też bez naszej woli. Stoi więc przed nami zadanie nadania sensu, budowania pewnej rzeczywistości, symbolicznej i zarazem realnej, wspólnej z innymi, bo samotnie się tego nie da zrobić. Współczesna kultura nie chce o śmierci wiedzieć, tak, i nie. To paradoksalne zjawisko. Z jednej strony rzeczywiście lęk przed śmiercią jest tak wyolbrzymiony, że aż do przesady skrywany w praktyce społecznej, do przesady „wymywany” ze świadomości. To się objawia choćby w nieposyłaniu dzieci do tych, którzy umierają w hospicjach czy gdzieś w szpitalach. Nie zabiera się ich także na pogrzeby. Polityczna poprawność uznała nadto, że świadomość śmierci może zranić psychikę dziecka. Dokonuje się więc w jej imię na przykład cenzurowania baśni. Tak jak kiedyś „na użytek delfina”, czyli następcy tronu, cenzurowano literaturę z poważnych albo niebezpiecznych treści, tak dziś „czyści się” treści przeznaczone dla najmłodszych z obrazów zagrożenia i śmierci, by łagodzić lęki. Ale one i tak później przyjdą, a chronione przed nimi dzieci będą wobec nich bardziej bezradne. Dawniej baśń, opowieść, była ważnym narzędziem inicjacji – wtajemniczenia w najtrudniejsze problemy losu. I wiało z niej niekiedy grozą, ale też przygotowywała jakoś do wejścia w bolesne kręgi życia: chorobę, odrzucenie, śmierć, nieszczęście, cierpienie, walkę o przetrwanie, samotność, biedę. I nie zawsze te historie, w ich pierwotnym kształcie, kończyły się dobrze. A czasem zostały bez rozstrzygnięcia, jakby w zawieszeniu, zostawiając resztę samemu już losowi. A na czym polega druga część tego paradoksu?Na czymś, co można nazwać pornografią śmierci. Te same bowiem kultury, które tak lękowo podchodzą do umierania, jako czegoś nieestetycznego, niehigienicznego i szkodliwego dla psychiki, promują śmierć na ekranie, chłodnym okiem kamery patrzą na umierających i trupy. Te same kultury produkują gry, w których leje się krew i ma się kilkanaście żywotów. Popkultura, która przynależy do tego świata, bardzo żywi się śmiercią. Fascynują ją zombies, wampiry. Dawna kultura wiedziała z niezbitą pewnością, że takie stwory istnieją, lękała się ich jednak i budowała przeciwko nim rytualne bariery: modlitwy, wianuszki z czosnku, osinowe kołki wbijane w ciała wampirów czy obcinanie im głów. To była autentyczna walka z tym, co przychodzi z krainy śmierci, ze świata umarłych czy też nie do końca umarłych. Z głębi chaosu, zła i ciemności. Nasza kultura otwiera się natomiast na te sfery bardzo szeroko i czyni z nich rodzaj igraszki, rozrywki. A to nie obłaskawia śmierci. I to, że staje się ona przedmiotem taniej gry czy zabawy, traktowanie jej z jakby lekceważeniem i przelotnie, nie wymywa lęków. W pewnym momencie zresztą podobne infantylne fascynacje miną i przyjdzie stanąć twarzą w twarz z cierpieniem, z umieraniem cudzym i własnym. A nie mamy żadnych wzorców mamy tego, co miały dawne kultury. Istniały na przykład egipskie księgi umarłych, które były indywidualnie sporządzane dla ludzi elity. Ale były też i standardowe dla uboższych. Wszystkie jednak służyły temu, by oswajać i tworzyć techniki przygotowania, wkraczania w mrok ostateczny, przełamywania granicy między życiem a nie-życiem. Człowiek dostawał w ten sposób pewne uzbrojenie duchowe. Podobnie było z tybetańską „Księgą umarłych”, gdzie podana jest duchowa, głęboka nauka o stanach bardo – różnych pośrednich, także wkraczania w śmierć. No i także ze średniowieczną „sztuką dobrego umierania”, chociaż ona – owszem – miała na względzie zaświaty, ale była skierowana ciągle jeszcze na życie doczesne. Cała ta średniowieczna pedagogika strachu, związana ze śmiercią, mówiła bowiem, że należy żyć godziwie, pobożnie, unikać grzechu i bać się kary za grzech. Miała też ona w sobie bardzo mocne demokratyczne przesłanie, bo choćby w „tańcach śmierci”, w jej powszechnym triumfie nad żywymi, nikt się nie ostawał; od papieża po żebraka, od damy dworskiej po żołnierza, od mędrca po błazna – wszystkich czekał ten sam los. Od czasów oświecenia i romantyzmu coraz popularniejsza stała się natomiast tradycja spisywania ostatnich słów umierających i odlewanie masek pośmiertnych. Ta nowa faza kultury śmierci nasiliła się zwłaszcza w XIX w. i trwała do I połowy XX w. Ale i ona wygasła. Oznaczała inny już etap w dziejach zachodniego podejścia do śmierci: ten oddalony od wiary religijnej, od nieśmiertelności duszy. Próbowano zatem, choćby tylko fragmentarycznie, „unieśmiertelnić” jakoś ciało, zatrzymać je w jakiejś mierze tutaj – w sensie materialnym, fizycznym. Tak objawiała się „śmierć Boga” w kulturze nowoczesnej. No i odrzucenie idei zmartwychwstania, wskrzeszenia, wieczności. Christian Friedrich Hebbel, wybitny dziewiętnastowieczny pisarz niemiecki, notuje w swoich „Dziennikach” chociażby taki pomysł na historię o człowieku, któremu umarła ukochana: lata całe pracuje nad eliksirem życia, a kiedy go już wynajduje – jest noc i burza – wychodzi na zewnątrz i wylewa tę miksturę. A jedna z bohaterek „Draculi” Brama Stokera mówi, że gotowa jest wyrzec się zmartwychwstania, byle tylko ocalić świat przed wampirem. Od tych krwiopijców i innych bytów pośrednich, zawieszonych jakby między życiem a śmiercią – półtrupów, pięknych topielic, zombies – zaczyna się zresztą roić w ówczesnej kulturze wysokiej. I wybiera ona, nie przypadkiem, nie zmartwychwstanie w znaczeniu duchowym, lecz – i w literaturze, i w doświadczeniach naukowych z elektrycznością – eksperymentalną drogę doktora Frankensteina, „współczesnego Prometeusza” z zasłużenie sławnej powieści Mary Shelley. Warto o tym pamiętać, bo ciągle pozostajemy pod ciśnieniem tych romantycznych pomysłów. I odrzuciliśmy dawniejsze wzorce stosunku do śmierci. Czy to znaczy, że kiedyś łatwiej się umierało?Ludzie się oczywiście bali, bali strasznie – jak dziś. Ale przy całym lęku i cierpieniu związanym z porzucaniem świata mieli większą lub mniejszą pewność: tę związaną z wiarą w życie po śmierci. Nasza zdesakralizowana kultura to utraciła. Co jednak zabawne, próbuje używać quasi-naukowych metod, by się utwierdzić, że jednak „coś jest”. Miały temu służyć choćby głośne rewelacje dr. Raymonda Moody’ego i jego książka „Życie po życiu” z 1977 r., opisująca relacje osób, które przeżyły śmierć kliniczną i „stamtąd” powróciły. Tyle że śmierć kliniczna to metafora pewnej drastycznej fazy życia, a nie stan śmierci. Ze śmierci się nie wraca. Dlaczego dzisiaj wiara nie pomaga? Przecież nadal większość ludzi deklaruje się jako wiara ma różne funkcje, które nie zawsze wiążą się z tym, co można nazwać rzeczywistością metafizyczną, nauką o zaświatach. Z badań wynika, że istnieje duże rozszczepienie między wyznawaniem katolicyzmu czy prawosławia a wiarą w piekło, niebo czy życie po śmierci. Czy dla ateisty pocieszeniem mogą być słowa Epikura, że nie należy bać się śmierci, bo gdy my jesteśmy, jej jeszcze nie ma, a gdy ona jest, nie ma już nas?Jako niewierzący zdaję sobie sprawę, że to tylko zabawa słowna. Podobnie jak wszystkie pozostałe recepty Epikura na życie szczęśliwe, może poza tą, by się za bardzo nie angażować w politykę, zająć uprawianiem ogrodu i rozmową w nim z przyjaciółmi o rzeczach naprawdę ważnych i godziwych – z dala od zamętu właściwego dla życia publicznego. Zabawna jest, nawiasem mówiąc, zwłaszcza jego recepta, dotycząca choroby: że jak jest długa, to łagodna, a jak bolesna, to krótka. A wracając do leku na lęk przed śmiercią… To ładnie brzmi: gdy jesteśmy, nie ma śmierci, a gdy jest śmierć, to nie ma nas – ale mnie jakoś nie pociesza. A panią? być, po prostu. Myśl o tym, że świat, jak gdyby nigdy nic, będzie istniał po nas, jest trudna do nie do zniesienia. Nie mam wprawdzie w sobie jeszcze starczego zgorzknienia i widzę atrakcyjność tego świata, niezależnie od fikołków, które wyprawia obecna kultura czy polityka. I ciągle wierzę w jakiś ład, ale też lękam się o przyszłość. Przerażają mnie szalejące populizmy czy fakt, że wyzyskaliśmy już Matkę Ziemię do cna. Utkwiły mi w pamięci słowa Mieczysława Rakowskiego, z którym rozmawiałam w jego 80. urodziny, gdy czuł, że ostatni etap się zbliża: Wie pani, czego mi najbardziej żal? Że nie dowiem się, co było tego akurat nie żałuję. Wolałbym, żeby nie było jakiegoś dalej, tylko żeby było jak teraz. Mimo wszystko. Żeby ludzie chodzili po ulicach, kłócili się, pili kawę, robili zakupy, uprawiali sztukę, seks i – niech już będzie! – politykę. Żeby panowała pewna niezmienność. A wiem, że tak nie będzie, bo materialne podstawy naszego świata, takie choćby jak surowce, zaczynają się wyczerpywać w sposób gwałtowny. Może dalej będzie ciekawie, ale nie na darmo chińskie przekleństwo życzy nielubianemu człowiekowi, żeby żył w ciekawych czasach. Fajnie by było patrzeć na to z pozycji obserwatora, ale niestety będziemy w tym uczestniczyć. Zastanawiam się, czy myśl, że świat będzie istniał po nas, nie jest współcześnie jeszcze trudniejsza do zniesienia. Żyjemy w narcystycznej kulturze. Ludzie pompują sobie ego w mediach społecznościowych, dzielą się każdą chwilą i obrazkiem ze swojego życia, zbierają ten narcyzm jest specyficzny, bo on ogałaca z indywidualności. Popycha do tego, żebyśmy żyli życiem klonów. Robili te same selfies w tych samych miejscach, spędzali czas w ten sam sposób, kupowali te same przedmioty, które są obiektem masowego pożądania (ono samo zresztą jest dla nas produkowane w wielkich korporacyjnych machinach). To oznacza standaryzację życia, zderzenie wewnętrznej potrzeby bycia różnym z potrzebą bycia identycznym. A to w gruncie rzeczy oznacza rozpad wspólnoty. I tak oto przewrotnie, poprzez upodobnienie do wszystkich, dostępujemy samotności. Większy niż kiedyś jest w nas chyba też lęk przed kontaktem z umierającym. Jakby śmiercią można było się umierający jest tak radykalnie inny i tak radykalnie nam obcy, że przeraża stokroć bardziej. Kiedyś ludzie chorowali i umierali w domach. Nasz higieniczny świat trzyma to w ukryciu, za ścianami i parawanami. W kulturze zachodniej w ogóle zwiększyła się odległość między ludźmi. Pomijając młodych, którzy jak zawsze mają skłonność do życia w grupach Laokoona, dystans – ten ukryty wymiar, o którym pisał Edward T. Hall – jest bardzo duży i stale się powiększa. Niby jesteśmy stłoczeni, w skali świata jest nas coraz więcej, ale świat zachodni mocno separuje nasze ciała. Zobaczmy, co się dzieje z naszą cielesnością w przestrzeni: budujemy środki szybkiej komunikacji, mijamy się w szybkich samochodach, zamykamy się w mieszkaniach i osiedlach. Już w XVIII w. wynaleźliśmy zamki zamykające wnętrza na klucz od wewnątrz. To był bardzo symboliczny moment. Nasze ciała są bardzo mocno chronione przez konstruowanie dystansu, który nas od siebie odgradza. A stosunek do ciała modeluje wszystkie inne typy relacji międzyludzkich, także nasz stosunek do śmierci. Na to nakłada się kulturowy wymóg, by ciało było wiecznie młode i doskonałe. Skoro ciało stare jest brzydkie, to tym bardziej odrażające jest ciało w stanie agonii. Wstrząsnęła mną afera, która wybuchła parę lat temu w Poznaniu. Panie, które ja uparcie nazywam „wózkowymi”, zaprotestowały, ponieważ ich córki miały na basenie wspólną przebieralnię ze starszymi paniami i oglądały brzydkie, stare ciała. Matki te nie chciały dopuścić do świadomości, że człowiek starzeje się, brzydnie i zbliża się ku śmierci. Nie chciały, żeby ich dzieci się o tym dowiedziały. Kontakt z człowiekiem umierającym jest trudny, bo budzi lęk przed śmiercią. Ale czy nie wynika też z tego, że nie wiemy, jak się zachować, bo nikt nas tego nie nauczył?Na to nie ma recepty. Bo co powiedzieć? Stary, przykro mi, że umierasz? Nie bardzo wiadomo, jak zachować się, gdy drugi człowiek jest cierpiący, a bywa, że przy tym agresywny, zły czy odpychający. Czasem stykam się z osobami, które dowiadują się o chorobie, która je niebawem wyniszczy – i zaczynają nienawidzić świata i ludzi. Poza tym umieranie wiąże się z tym, że człowiek wymaga pomocy w rzeczach związanych z przykrymi, dojmującymi objawami naszej cielesności, która zaczyna nas przerażać. Ja sam wiem, że nie mógłbym i nie potrafił pracować w hospicjum. Byłoby to dla mnie nie do zniesienia. Istnieje odpowiedź na pytanie, czy lepiej umierać wśród ludzi czy w samotności?Zawsze umieramy w samotności. Obecność bliskich niczego nie zmienia?Zastanawiam się nad tym, czego ja bym chciał. Bo chyba tylko tak można odpowiedzieć. Właściwie nie jestem pewien. Myślę, że do pewnego momentu chciałbym być z bliskimi. A na jakimś etapie, żeby zajęli się mną „technicy od umierania”: lekarze, personel medyczny, ludzie obcy. Myślę, że można by to podzielić na dwie fazy. W tej pierwszej chciałbym, żeby mi towarzyszono, ale ta ostateczna powinna być fazą samotną, choćby dlatego, by nie skazywać bliskich na jeszcze większe cierpienie. Poza tym w tym ostatnim momencie chciałbym zostać sam ze sobą. Na zawsze. rozmawiała Joanna Podgórska *** Rozmówca jest filozofem i historykiem religii, kierownikiem Zakładu Badań nad Religią w Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk. Autor prac naukowych i książek, „W świecie wszechmogącym. O przemocy, śmierci i Bogu” (2009), „Żywoty świętych poprawione ponownie” (2017).
strach przed smiercia jest gorszy niz ona sama